Nie wiem jak Wam, ale mi zdarza się cenić swój czas wyżej niż innych. Oczywiście staram się nad tym panować i może powinnam zgodnie z tą myślą trochę mniej zagadywać Was na blogu? Bo ostatnio to u mnie posty są nader często.. Następny dopiero w Walentynki i będzie to przyjemna dla Was niespodzianka- obiecuję. ;)
Od wczoraj po prawej stronie możecie znaleźć trzy 'guziki', dzięki którym można nadal obserwować bloga przez bloggera, czy bloglovin a także polubić fanpaga na facebooku.
Jeżeli ktoś będzie zainteresowany jak umożliwić dalsze obserwowanie przez bloggera, mogę napisać o tym post z instrukcją. ;)
Dziś ostrzegam- sporo się rozpiszę relacjonując moje poniedziałkowe perypetie. :)
Wracając do tematu i akcji "Doceńmy rękodzieło". Świetnie zdaję sobie sprawę, że nie jestem jedyną rękodzielniczką, której wkład pracy w dzieło jest bagatelizowany. Czytam Wasze komentarze, opowieści, przykre (choć niekoniecznie) wspomnienia czy wrażenia, które pozostawił po sobie nieuświadomiony klient. Ja pierwszy raz kiedy zobaczyłam dzieła
Inaurem- szczerze (i nie bij mnie Agatko!) pomyślałam jak pewnie niektórzy, że choć niezwykle misterne, to.. przecież to tylko modelina. (wierzcie mi, cernit to nie modelina) Szybko zrozumiałam, że byłam w błędzie, ale dopiero w poniedziałek zdałam sobie sprawę jak bardzo!
Wraz z Agatą umówiłyśmy się: ja dam jej lekcję filcowania, a ona nauczy mnie obchodzenia się z cernitem. Kiedy Agata zobaczyła w jaki sposób się filcuje.. po prostu mnie wyśmiała. Pół żartem (chyba? :P) rzuciła: "Nawet mój kot mógłby to robić."
Ja zaś widząc różnokolorowe kostki modeliny pomyślałam, że za kilka chwil (no bo ile można lepić?) będę miała piękne kolczyki czy wisiorek. No więc zabrałyśmy się do pracy, którą specjalnie dla Was (i nie tylko) uwieczniłyśmy na filmie. Motywem spotkania były 'powroty do przeszłości'- dlatego ja ulepiłam wisiorek inspirowany jednym z pierwszych cernitów Inaurem, zaś Agata uszyła wzór, po którym ja na długo odłożyłam zamek i filc w kąt myśląc "O nie, to na pewno nie dla mnie!"
Co mnie najbardziej zaskoczyło? Otóż z zegarkiem w ręku- po upływie jednej godziny i 40minut ja ciągle mieszałam kolory!! Jak to? Nie mogłam się nadziwić, a łączyłam jedynie po 2-3 kolory podczas gdy Agata czasami miesza ich po 5!! Byłam w szoku- sądziłam, że po tym czasie będę już w połowie! Jeszcze chwilę mi to zajęło, ale wreszcie skończyłam mieszać- nie wiecie jak prześmiesznie w moich oczach to wyglądało- dwie godziny ugniatania, okropny ból kciuków, a efektem są malutkie kuleczki cernitu, które nie były nawet bliskie efektowi końcowemu..
Ale wreszcie czułam, że przystępuję do pracy. Biorę pierwszą, turkusową kupkę nieszczęścia i zaczynam ją wałkować aby stworzyć z niej cienki paseczek.
-Taki?- pytam
-Nieeeeee, ma być profesjonalnie.- słyszę. No pięknie, nie wierzyłam, że dam radę rozwałkować to jeszcze bardziej cienko. I miałam rację, po chwili sznureczek zaczął się dosłownie zmieniać w wiór.. Nie wiem co zrobiłam źle, może nie do końca ugniotłam modelinę? Od początku.
Z każdym kolejnym sznureczkiem było trochę łatwiej i w końcu udało mi się 'ukulać' już większość materiałów. Uklepałam na płasko podstawę wisiorka i zaczęłam otaczać muszlę cernitem.
-Jak to umocować? Żeby nie odpadło po upieczeniu? - znów pytam wychodząc na zieloną, ale te sznureczki były tak delikatne, że nie wyobrażałam sobie ich docisnąć.
-Wykałaczką.- brzmiałam odpowiedź. - Hah, jak by to było takie proste.. Pierwszy złoty sznureczek jest zupełnie podziobany, ale załóżmy, że to celowo nadana mu faktura. ;)
Przy kolejnych sznureczkach obyło się bez zniszczeń tej skali. Na koniec aby zakryć krawędź, z którą nie do końca umiałam sobie poradzić ulepiłam mnogość złotych kuleczek. Zabieram się za przyklejanie. Pierwsza kuleczka- dziurka wykałaczką. Druga kuleczka- dziurka wykałaczką. I tak dalej, gdy nagle.. kuleczki się skończyły a ja nie byłam nawet w połowie wisiorka. Dobrze, że lepiłam je z złotego cernitu, bo nie dałabym rady drugi raz uzyskać tego samego koloru..
W końcu się udało. Wisiorek poszedł do wypieczenia, pozostało cierpliwie poczekać i umocować potem kamyczki, oraz perłę. jestem na prawdę dumna z mojego wisiorka, ale wiem dwie rzeczy- po pierwsze nie byłabym w stanie zrobić drugiego identycznego do pary, aby stworzyć z nich kolczyki. Po drugie- nie jestem w stanie przecenić cierpliwości Inaurem, której bardzo dziękuję za tą cenną lekcję.
Po 'przejściach' z wisiorkiem pomyślałam i powiedziałam Agacie na głos:
"Jeżeli ktoś Cię kiedyś po prosi o zrobienie biżuterii po koleżeńsku powiedz mu:
Okej, ale przyjdź i sama wymieszaj kolory. "
I wierzcie mi, każdy rozsądny by docenił jej wkład pracy.
Równolegle z moim lepieniem Agata filcowała broszkę, którą widzicie po prawej. Moim zdaniem jest znacznie lepiej wykonana niż mój pierwszy twór- więc Agata zdecydowanie ma z czego być dumna. Ja zaś zaczynam się bać dodatkowej konkurencji na rynku. ;)
Gratuluję wszystkim którzy doczytali do końca i dziękuję Wam za cierpliwość.
Zajrzyjcie koniecznie do
Inaurem, która zmontowała ten wspaniały film i kupiła ciastka w Sowie. ;)