piątek, 25 lipca 2014

Pawi zawijaniec- dziś króciutko

Krótki post i krótki naszyjnik. Mam bardzo dużo do pokazania, niestety niewiele sfotografowane póki co. :) Jutro moje urodziny, więc nie spodziewajcie się mnie tu za dużo. ;) Dostałam cudowne życzenia i bransoletkę od Majaleny, którymi na pewno pochwalę się w najbliższych dniach. Dostałam też herbatkę, ale od razu ją wypiłam, więc Wasza strata (bo moja zdecydowanie nie :))- nie poznacie jej uroku! :D 

Ten króciutki naszyjnik powstał inspirowany moją pawią broszką. Nosiłam je jako komplet dopóki paw nie został odziedziczony przez wyjątkową osobę, która bardzo mi pomogła w ostatnim czasie. :)




Kolory są zdecydowanie moje,  na początku nie byłam przekonana do tego połączenia, teraz jestem do niego na prawdę przywiązana. :)

sobota, 19 lipca 2014

Były pieniążki. Nie ma pieniążków.

...ale z pieniążkami już tak chyba po prostu jest?
Zamówienie tu, zamówienie tam, koraliki na kadoro, kamyczki w Akcesoriach Artystycznych... no właśnie o kamyczkach dziś mowa. Mam kilka skarbów, którymi chciałabym się dziś pochwalić. :)
Pewnej nocy, gdy wskoczyły na stronę nowe kamyczki tak się w nich zakochałam, że nie mogłam pozwolić żeby ktoś mi je wykradł i z miejsca je zamówiłam. :)

Moje serce podbił ten zestaw chryzokoli, to ze względu na niego złożyłam zamówienie i na pewno nie żałuję. :) Powstał już z niego naszyjnik + sztyfty- komplet, który na pewno Wam pokażę. ;)


Kaboszon rubinu w fuchsycie.


Piękny, prawda? :)


I moje ukochane muszle paua- pewnie powstanie z nich skromny komplecik, ale teraz nie wiem czy nie połączyć ich z szklanymi kaboszonikami z Royal Stone..


Bądźmy szczerzy, kamyczków nigdy za wiele! ;)

Wracam do szycia kameleona, życzę Wam wspaniałego weekendu. :)

piątek, 18 lipca 2014

W Mój typowy dzień- wyzwanie dzień 5

Dzień 5– Mój typowy dzień

Hm, niby nic trudnego, ale jednak.. nie wiem co mam Wam powiedzieć. Do niedawna mój grafik uzależniony był od szkolnego planu lekcji. Wtedy dzień zaczynałam szybkim śniadaniem między 6.00 a 7.00 rano. Następnie szłam na 7 czy 9 godzin do szkoły. Po lekcjach zajmowałam się obiadem, robiłam lekcje i szyłam do wieczora, o ile nie musiałam się przyuczać na sprawdziany, których było nie mało. 


Teraz od czerwca mam prawdziwe wakacje. Prawdziwe- bo w maju ciągle musiałam twardo siedzieć nad maturami i pracami do teczki na studia. Pewnie niektórzy bardzo się zdziwią, ale na prawdę chciałabym już zacząć studia, choć wakacje są mi potrzebne i jestem tego świadoma, bo ostatni rok był dość wykańczający. 

A jak teraz wygląda mój dzień?

Na razie, dopóki nie udaje mi się znaleźć pracy, wstaję tak, by wykorzystać możliwość wyspania się za cały rok. ;) Budzik ustawiam z reguły na ok. godzinę 9, choć zmieni się to, gdy od przyszłego tygodnia postaram się chodzić rano na basen. :) Jem śniadanie przeglądając Wasze blogi, lub oglądając Master Chef Australia. Potem... tu następuje wielki misz-masz. Czasami wychodzę gdzieś z chłopakiem, czasami siedzę i szyję, a potem przygotowuję coś pysznego na obiad, innym razem jadę do miasta spotkać się z innymi koralikowymi maniaczkami. Tak też jest i dziś, za chwilkę zbieram się do Szkatułki, odebrać moje zamówienie z kadoro i może podjąć się kolejny raz farbowania wełny. Kiedy wieczorem wracam do domu, z reguły jestem pozytywnie wyczerpana, jednak nie jestem osobą, która jest w stanie dobrze spać za dnia, więc biorę się za czytanie książek, oglądanie postów dodanych w ciągu dnia, czasami skrobnę coś na mojego bloga, a potem szyję często do północy i dłużej. 

Jak będzie kiedy znajdę pracę? Kiedy wyjadę na studia? Życie pokaże. :)

Dziękuję bardzo Uli, za zorganizowanie tego wspaniałego wyzwania. Z niecierpliwością będę czekać na następne, bo udział w tym był dla mnie świetnym doświadczeniem. :)

czwartek, 17 lipca 2014

Ulubiona książka/album muzyczny/film, do którego lubię powracać- wyzwanie dzień 4

Dzień 4-Ulubiona książka/album muzyczny/film, do którego lubię powracać
Grease! 
Śmiejecie się ze mnie? Jeszcze nie? To powiem dodatkowo, że kiedyś strasznie się utożsamiałam z główną bohaterką- Sandy. Jeszcze kilka lat temu byłam zupełnie inną osobą. Szaraczkiem, wiecznie wtopiona w tłum, ubrana zawsze na czarno. Co prawda moja przemiana nie była motywowana chęcią podbicia serca Johna Travolty (te ruchy bioder!! :D), ale odkryciem własnej pasji, ale... jednak ;) Film od kiedy go pierwszy raz obejrzałam (a oglądałam pewnie razy kilkadziesiąt bo znam cały na pamięć..) był dla mnie ogromną inspiracją. Dwójka głównych bohaterów, pokazuje, że możemy się zmienić niezależnie od tego co myślą o tym nasi znajomi (Danny) i niezależnie o tym jakie do tej pory mieliśmy sami o sobie mniemanie (Sandy).



Jak by tego było mało... niesamowity soundtrack! :) Muzyka skłoniła mnie do spróbowania jive, ale były to próby domowe, ukrócone moralną glebą. ;) Strasznie trudno byłoby mi powiedzieć, które piosenki lubię najbardziej, ale gdybym musiała wybierać, to "You're the one that I want" (metamorfoza Sandy) i "We go together"- najweselsza piosenka, którą w życiu słyszałam. ;) No i każdy zna pewnie "Summer nights"? Jeżeli nie, posłuchajcie koniecznie przynajmniej jednej, a może skłoni Was do obejrzenia mojego ukochanego filmu. :)


Mordka mi się szczerzy na samą myśl o tym filmie, może jutro go obejrzę jeszcze raz? :) Każdemu polecam film z czystym sumieniem, nawet jeżeli wychodzi z założenia, że starych filmów się nie ogląda. Dla mnie co klasyka, to klasyka. :) 

Wybaczcie, że dziś piszę tak późno. Cały dzień spędziłam w Gdańsku szukając mieszkania... i znalazłam! :) Tak więc jestem przeszczęśliwa, teraz jeszcze muszę znaleźć jakąś pracę na wakacje. ;)


Padam na twarz moje kochane! Chodźmy spać! :)
Do jutra! (jutro o przyzwoitej porze)



środa, 16 lipca 2014

10 rzeczy, które lubię i 10 rzeczy, których nie znoszę- Dzień 3 wyzwania

Dzień 3- 10 rzeczy, które lubię i 10 rzeczy, których nie znoszę.

obrazek z yeople.com
Niby prosty temat, prawda? Statystyczny Kowalski lubi narzekać, więc czy tak trudno wymienić 10 rzeczy, których nie znosimy? No i chyba każdy wymyśli przynajmniej 10 rzeczy, które lubi.. Postanowiłam podzielić się tymi mniej oczywistymi, bo przecież każdy 'lubi' swoich bliskich, czy miękkie futerko szczeniaczków. ;) Kolejność przypadkowa. 

Lubię...

...gotować. Uwielbiam spędzać czas w kuchni, obierać, kroić, gotować, piec, smażyć, podjadać ciasto prosto z miski (salmonella, mmmm!) Uwielbiam ciasta wypieczone i zakalce, kocham poznawać nowe smaki, wypróbowywać nieznane przepisy i oglądać Australijską wersję MasterChef'a.
...musicale. Nie miałam jeszcze szczęścia oglądać żadnego na żywo, ale moim ogromnym marzeniem jest by obejrzeć "Chicago". (mam dylemat o którym z ukochanych musicali napisać jutro..) Kocham śpiewać, kocham tańczyć i żałuję, że nie urodziłam się w musicalu- tam prawie zawsze są happy end'y. ;)
...szczerość. Choć potrafi zaboleć, to cenię ją sobie bardziej niż ustawa przewiduje.
...konstruktywną krytykę. Jak wyżej- bywa bolesna, oczy zachodzą łzami, ale po solidnym przemyśleniu jej, więcej z niej dobrego niż złego.
...dobre książki. Moim ukochanym autorem jest T. Prattchett, czytam każdą jego książkę, która wpadnie mi w ręce jednym tchem. Polecam każdemu kto lubi fantastykę z niesamowitą dozą humoru.
...gry planszowe. (i nie tylko planszowe) Moja Mama mówi, że jestem niewyżyta bo gdy byłam mała to za mało ze mną grali (choć pamiętam liczne rozgrywki w Eurobiznes i Farmera). Uwielbiam grać w wszelakie gry planszowe, karciane, słowne (Tabu! <3), nie mniej takie gry jak podchody czy kalambury. Dla mnie to znacznie lepsza zabawa niż picie na umór w barze gdzieś hen daleko. ;)
...oglądać zdjęcia i filmy. Szczególnie te z dzieciństwa i wszelakich wycieczek. Niesamowicie cieszę mordkę gdy na ekranie tańczy i śpiewa zgraja 5 latków z małą wirującą krzywo Ninką, próbującą przechwycić światła reflektorów ;)
...kursy i warsztaty. Uwielbiam się uczyć (oczywiście tego co mnie interesuje). Uczestnictwo w warsztatach i kursach to dla mnie czysta przyjemność i staram się korzystać z każdej możliwości.
...wszystko co się błyszczy. Taka ze mnie sroka i pewnie dlatego zajęłam się biżuterią. :) Wszystko co fasetowane, błyszczące, kolorowe.. kocham! :)
...uśmiech za uśmiech. Bardzo lubię gdy na uśmiech, który posyłam w stronę przypadkowego przychodnia w zamian dostaję uśmiech, często niestety rzucane jest mi jedynie krzywe lub płochliwe spojrzenie. Swojego czasu gdy stałam jako pieszy na pasach i kierowca mnie przepuszczał, puszczałam w jego stronę 'buziaka', ale żony kierowców na siedzeniach obok nie były tym faktem zachwycone i gdyby po swojej stronie miały również pedał gazu, pewnie nie pisałabym do Was dzisiaj...

Nie lubię...

...marnotrawstwa. Drażni mnie jak mało co, szczególnie, jeżeli chodzi o jedzenie. Po prostu wychowano mnie tak, że jedzenie wyrzucać to grzech.
..."nie-chce-mi-się-to-bez-sensu". O matulu, najgorsze co można mi powiedzieć. Nie dlatego, że sama bywam wulkanem energii, po prostu jeżeli ktoś nie umie czegoś dobrze uzasadnić, lub znaleźć lepszego wyjścia.. niech przynajmniej biernie płynie z rzeką.
...mediów, polityków. Kiedy zaczynają się wiadomości, wychodzę z pokoju. Staram się być na bieżąco z wydarzeniami na świecie, jednak zawsze korzystam z różnorodnych źródeł, tak by spojrzeć na wydarzenia obiektywnie, a nie z lewa czy prawa. Wszelkie matactwa polityczne czy medialne doprowadzają mnie tym bardziej do szaleństwa, im bardziej z wiekiem jestem ich świadoma.
...przemocy i kłamstw. Nie jestem w stanie patrzeć na przemoc, znęcanie się i matactwa biernie. Czasami wpadam przez to w niezłe tarapaty...
...mrozu i czerwonego nosa. Nie lubię grubych kurtek, rękawiczek uniemożliwiających pełne funkcjonowanie dłoni, szalika, który nasiąka wydychaną parą i zamarza, czapek, które gniotą włosy i niszczą misterne fryzury, czerwonego, sączącego nosa, śniegu i wiatru prosto w twarz. Nie, nie, nie. Z dwojga złego wolę się smażyć latem, jestem ciepłolubna. :)
...przeciętności i szarości. Nie wiem jak ten punkt dobrze ująć, tak by nikogo nie urazić. Wiem, że są osoby nieśmiałe, które wolą być przeciętne i nie wybijać się z szarej masy, ale od kiedy znalazłam swoją pasję, znalazłam inną siebię. Nie wyobrażam sobie być szarym obywatelem, bez wyrobionego zdania, ubranego zawsze na czarno (kiedyś ubierałam się tylko na czarno!!), biernego, nijakiego. Życie to dla mnie scena, chcę być w świetle reflektorów. ;)
...gazowanej wody. Po prostu wole niegazowaną. ;) Zwrócicie uwagę, że lista nie jest ułożona w kolejności od najmniejszej wartości nienawiści do największej. Trudno powiedzieć czy bardziej nie lubię gazowanej wody, czy polityków, ale jak bym miała wybrać z których z podmiotów spędzałabym czas na bezludnej wyspie... ;) 
...90% polskich seriali. Wyjątkiem jest Brzydula i Ranczo, nie wiem czy byłam w stanie obejrzeć więcej niż 5 odcinków jakiegokolwiek innego serialu. ;) Jak byłam mała leciały "Miodowe lata"- też za nimi przepadałam. :)
...fuszerki i plagiatu. Zabrakłoby mi punktów gdybym wypisała je osobno. :) No nie znoszę niedoróbek, a plagiat po prostu mnie parzy.
...własnej sklerozy. Kiedy w połowie drogi na przystanek okazuje się, że nie wzięłam okularów, czy telefonu. Dziś miałam iść do znajomej farbować wełnę- oczywiście zapomniałam octu.. ;)


Wiecie o mnie trochę więcej. Nie wiem jak to przypasowało do Waszego obrazu mnie, mam nadzieję, że moja nienawiść do wody gazowanej nie zniechęci Was do dalszych odwiedzin bloga, bo jutro opowiem o moim ukochanym musicalu (mam dwa, ba trzy, ciągle nie wiem o którym!!)

wtorek, 15 lipca 2014

Dlaczego bloguję?- Dzień 2 wyzwania

Dzień 2- Dlaczego bloguję?

Myślę, że jest to jedno z pytań, które prędzej czy później zadała sobie każda blogerka, czy bloger. Nie ukrywajmy, pisanie bloga pochłania czas, ale wszyscy z radością się na to godzimy. Dlaczego? 



Moja odpowiedź rozwijała się na przestrzeni lat (dokładnie to dwóch lat, ale jak ładnie brzmi tajemnicze, nieokreślone 'na przestrzeni lat'). Przed spróbowaniem swoich sił na bloggerze, prowadziłam photobloga, było to gdzieś w gimnazjum.. po prostu była taka moda. Wrzucałam zdjęcia upieczonych ciasteczek, widoki z okna i inne. Towarzyszyły im mniej lub bardziej smętne wpisy przy akompaniamencie mniej lub bardziej smętnych piosenek. 

Kiedy zaczęło się liceum zdarzało mi się poootwoornie nudzić na lekcjach informatyki, zawsze miałam zrobione ćwiczenia, zanim nauczyciel zdążył wytłumaczyć co i jak. Tak więc kiedy zrobiłam czego ode mnie chciano, oglądałam różne strony o rękodziele (głownie galerie internetowe) które strasznie mi się podobało, ale od lat nie miałam odwagi spróbować. Trwało to pół roku podczas którego miałam wrażenie, że czytałam już o chyba każdej technice świata i wiem wszystko o każdym twórcy rękodzieła z Pakamery. I nadszedł nowy rok 2012. Pomyślałam: "Zawsze biorę na siebie dziesiątki postanowień, których potem nigdy nie wytrzymuję. Teraz wezmę jedno.". Postanowienie brzmiało "Zamiast w kółko przeglądać cudze prace w internecie, zrobię coś sama. Przynajmniej 3 'twory' tygodniowo". 

Narzucenie minimum 3 tworów tygodniowo, choć było motywujące, sprawiło, że weszłam w amatorską produkcję masową, z której leczę się do teraz. ;) 

Widzicie jaka ze mnie gaduła? Pół strony napisałam, a ciągle nie powiedziałam czemu bloguję. 

To teraz wersja dla niecierpliwych. :)
Kiedy zajęłam się rękodziełem pragnęłam być jak inne blogerki- tworzyć piękne, inspirujące rzeczy, brać udział w wyzwaniach, wymiankach. Chciałam pokazać, że jeżeli ktoś coś potrafi, to i Ty możesz się tego nauczyć i że ja jestem na to żywym przykładem. Wbrew pozorom nie urodziłam się z igłą w ręku, do wszystkiego co umiem doszłam przez lata ćwiczeń i ciągle nie jestem nawet na półmetku do moich ideałów i mistrzyń. Tak więc prowadzę bloga by obserwować rozwój. Nie tylko mój, nie tylko poszczególnych innych blogerek, ale także rękodzieła w Polsce. Choć czas nie zawsze mi na to pozwala, stara się dbać o akcje Doceńmy Rękodzieło, która dzięki Wam i bez mojego udziału zaczyna ona żyć własnym życiem. 

Idę czytać dlaczego Wy blogujecie! :)
Do zobaczenia jutro! :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

Historia nazwy mojego bloga- Dzień 1 wyzwania

Dzień 1- Historia nazwy mojego bloga

Jestem bardzo przywiązana do mojej nazwy, nie wyobrażam sobie zmienić jej na żadną inną i pewnie to samo co ja czuje wiele blogerek. Aż miło patrzeć jak wiele powiązanych stron pojawia się w Google gdy wpisze się 'Lore Art'- niektóre z nich prowadzą do Waszych blogów gdzie promujecie akcje 'Doceńmy rękodzieło'- bardzo Wam dziękuję za dbanie o nasze wspólne dobro :) 


Wracając do tematu- skąd się wzięła nazwa bloga? Są tu na pewno obserwatorzy, którzy byli ze mną od początku i się domyślają. :) Jeśli zerkniecie na najstarsze posty w archiwum zobaczycie moje początki z rękodziełem (więc może lepiej nie zaglądać? ;)). Moją przygodę z biżuterią zaczęłam od recyclingowych broszek- w pobliżu mam wiele lumpeksów, w których byłam stałym bywalcem, a łaszki za 2-3zł były materiałem  w moich widełkach finansowych, która na hobby mogłam przeznaczyć w gimnazjum. ;)
Kiedy postanowiłam założyć bloga 'chwyciłam' za translator google i zaczęłam tłumaczyć słowo kwiat na wszystkie możliwe języki. No więc lore to po baskijsku kwiat (a ja uwielbiam kurczaka po baskijsku, przypadek? Nie sądzę! :)), a człon 'art' bardzo mi się po prostu podobał. Bo w końcu rękodzieło to sztuka i to nie byle jaka! 

Nie wiem czy to za sprawą nazwy, czy tak już ze mną po prostu jest- natchnieniem dla mnie jest natura. W szczególności kwiaty, ptaki i owady, ale także otaczające mnie barwy, zapachy i wzory.


Większy problem był z wyborem logo. Z początku w dolnym rogu zdjęć widniał po prostu napis 'Lore Art', często zupełnie przypadkową czcionką. ;) Jednak jakiś czas temu zakasałam rękawy i wzięłam się do roboty. 



Kształtem wyjściowym był mój zamkowy kwiat, a motywem który chciałam logiem podkreślić- użycie zamka w mojej biżuterii. Powstało kilka opcji, które prezentowałam Wam na blogu- jeszcze raz dziękuję każdemu, kto mądrym słowem pomógł mi dokonać właściwego wyboru. :)


Były trzy opcje, padło na czwartą. ;)


Kiedy było już logo, trzeba było pomyśleć nad banerem. Choć logo było do wykonania trudniejsze technicznie, to z banerem miałam największy problem- nic mi się nie podobało. Czcionka, którą użyłam w logu na 'dużym formacie' była zbyt toporna.




Nie, nie, nie i jeszcze raz NIE.




W końcu zdecydowałam pewnego wieczoru spytać o radę na profesjonalnym forum dla grafików. Niestety, przez cały dzień nie dostałam odpowiedzi i kładłam się spać wielce zawiedziona.. Kto by pomyślał, że 'dobra rada' mi się przyśni? Wierzcie mi lub nie, ale przyśniło mi się, że weszłam na forum graficzne i przeczytałam, że to nie napis ma dominować, ale mój znak rozpoznawczy, czcionka jest zbyt toporna, że udziwniam. Tak więc w moim sennym świecie zaprojektowałam nowy baner... a potem się obudziłam. Ta pobudka była na prawdę dziwna, miałam wątpliwości, czy nie było tak, że w nocy wstałam i sprawdziłam forum, ale rano- tam ciągle pusto, bez odpowiedzi. Szok, byłam w szoku. ;)





Właśnie tak powstał baner który aktualnie widzicie na górze mojego bloga. :) 
Historia długaśna, prawda? Ale w pewnym sensie.. jestem dumna z samej historii, która miała swoje wzloty, upadki i dziwactwa, jednak tak jak każdy pomysł na biżuterię, którą wykonuję- jest moja. :)

Życzę Wam udanego tygodnia! Do zobaczenia jutro! :)

niedziela, 13 lipca 2014

Co nowego? - Całoroczna esencja szczęścia!

Tararararrararamamam <famfary> dostałam się na mój wymarzony kierunek! :)
Od niedawna jestem oficjalnie studentką Gdańskiego ASP na kierunku Edukacji Artystycznej. :)
Cały rok bardzo ciężkiej pracy, przygotowywanie do matur z historii sztuki, pracowanie nad teczką i innymi 'dokonaniami artystycznymi'- i udało się! Bardzo dziękuję wszystkim którzy wspierali mnie dobrym słowem w chwilach (postach) słabości. :) Teraz jestem tak szczęśliwa, że mogłabym szczęściem pół blogosfery obdzielić. Może powinnam pomyśleć o jakimś candy? O co chcielibyście powalczyć? :)

Teraz wyznaczam sobie nowe cele. To ma być pierwszy z najzdrowszych lat w moim życiu, zamierzam zacząć regularnie uprawiać sport i odżywiać się zdrowiej, chcę wreszcie porządnie nauczyć się języka hiszpańskiego i regularnie szlifować rysunek. W czwartek jadę do Gdańska szukać mieszkań na wynajem, mam nadzieję, że uda mi się znaleźć coś ciekawego. :)
Kogo będę mogła spotkać w Gdańsku na ciasteczko, kawkę i koralikowanie w przyszłym roku? :))

Mało? Więcej radości? Dobra.
Teraz podzielę się z Wami moimi nagrodami za pawia z Royal Stone. Trudno było zdecydować się na zakupy za jedynie 25zł, bo cudów na ich stronie tyle... ale postanowiłam nie nadwyrężać portfela do póki nie znajdę jakiejś wakacyjnej pracy, która pozwoli na spełnienie swoich fanaberii. ;)



Wybrałam zawieszkę z agatu, która jest cudownie popękana, a środek czego na zdjęciach nie uchwyciłam jest niemal zupełnie przeźroczysty. Ma około 60x50mm. Do tego sznur hematytów matowych w kolorze miedzianym i 4 szklane, pięknie fasetowane łezki. :) Gratis dostałam torbę "Król Karol kupił królowej, a ja sama sobie robię"- teraz mam już dwie i będę z nimi bezwstydnie chodzić na wszystkie zakupy. ;))


Patrząc na kolor tego agatu.. zgadnijcie na jaki konkurs teraz szyję i co? Nasuwają się Wam jakieś skojarzenia? :D 

No i po trzecie:
Zachęcona wpisem Katty, postanowiłam również wziąć udział w moim pierwszym blogowym wyzwaniu, więc od poniedziałku do piątku będziecie mieli ze mną w tym tygodniu ciężko! :))



Zapraszam wszystkich do udziału w wyzwaniu na blogu Uli, kto wie, jeżeli mnie wciągnie może mój blog faktycznie z kolejnymi wyzwaniami stanie się lepszy? :)

Po wyzwaniu pochwalę się zakupami z Akcesoriów Artystycznych, gdzie zakupiłam kilka perełek. :)

Udanej niedzieli i całego tygodnia! :)

ps. Od wczoraj 4 moje najnowsze prace są do oceny w Craft Critic- będę wdzięczna zarówno za każde miłe słowo jak i za porządną, mieszającą z błotem konstruktywną krytykę :D 

Tutaj oceniajcie <klik w obrazek>


piątek, 4 lipca 2014

Żuczku, żuczku pokaż rogi!

Mam dziś wenę na pisanie, nie planowałam jednak wstawiać dwóch postów w tak krótkim czasie. Chcę jednak tuż po opublikowaniu prac na Royal Stone wstawić lepsze zdjęcia mojego naszyjnika- niestety podczas konkursowej obróbki kolory zblakły okrutnie..

No więc na żuczka powstał lariat z Toho 11/0 irish green wymieszanego z metalic irish raindbow w sosunku 5:1. 
Lariat ma 125cm na 5 koralików w rzędzie, co daje nam 6,25m koralików do nawlekania. Jako, że czasu poszło w to bardzo dużo postanowiłam wykończyć go w srebrze. Strasznie trudno znaleźć było kryte, srebrne końcówki w pasującym wymiarze, jednak w końcu ArtFan zapewnił mi konieczne materiały. :) 



Z drugiej strony sznura zwisa chwościk z oplecioną akrylową oponką- trochę na czuja, ale wzór na szczęście się trzyma, nic się nie 'rozjechało' i jestem z tego bardzo dumna bo dopiero uczę się dodawania i odejmowania koralików. Do tego czarny chwościk z taśmy obszyty toho 11/0. Inspiracja była przede wszystkim kolorystyczna, choć powstał też żuczek-żuczek. Musiałam jednak zdecydować się na jedno z dwojga i wybrałam mniej dosłowną interpretację. Drugiego żuczka pokażę Wam na dniach. :)


Do lariatu dodałam krawatkę szytą z pamięci- kiedyś trafiłam w internecie na rosyjski tutorial na ten wzór, jednak był on powielony, bez odnośnika do oryginału, co gorsza, po tak długim czasie nie udało mi się znaleźć go po raz drugi. Jeżeli ktoś zna autorkę tego tutoriala, będę bardzo wdzięczna za jej namiary, abym mogła o niej tu wspomnieć. :))



Trzymajcie kciuki! :) W konkursie niestety praca ma nie te kolory.. 


Dziękuję bardzo tym co tak dzielnie ze mną wytrzymują! :)


Kluczowa rola konstruktywnej krytyki- Craft Critic

Jak zawsze gdy na facebooku pojawia się zawiadomienie o nowym poście na Qrkoko przerywam wszystko co robię i biorę się do czytania. Dzisiejszy post tytułowany był "Potrzebujesz krytyki" i z miejsca wiedziałam- to będzie coś mądrego. Dzięki Agacie ruszyła wspaniała inicjatywa Craft Critic, której celem jest wpieranie naszego rozwoju osobistego poprzez konstruktywną krytykę i uzasadnione pochwały. Jestem pewna, że będę korzystała, w zasadzie już dziś wyślę zdjęcia kilku prac z nadzieją, że dowiem się czegoś pomocnego.

 Co za CUDOWNA inicjatywa!! Jestem zachwycona. Zgadzam się z każdym twoim słowem! Konstruktywna krytyka jest kluczowa, a pisząc bloga 90% komentarzy to 'śliczna praca'- rozumiem to, ja też czasami nie mam zbyt wiele czasu, a kiedy jakaś praca mnie zachwyci napiszę: Piękne kolory, praca wspaniała. Krótko i na temat, jednak nie wnosi zbyt wiele do naszego doświadczenia, prawda?  Jakiś czas temu działała akcja 'bloger nie słodzi', ale nie wpłynęło to na ilość konstruktywnej krytyki w internecie. Dwa miesiące temu złożyłam podanie do grupy wymiankowej na facebooku. Niestety moje podanie odrzucono, spotkałam się z bardzo bolesną krytyką moich prac- byłam w szoku, załamana, niemal wybuchłam płaczem, ale masochistycznie postanowilam przeczytać to wszystko jeszcze raz i przemyślałam każde słowo. Było kilka fałszywych- zarzucano mi plagiat, jednak sama dobrze wiem, że nie mam sobie w tym temacie nic do zarzucenia. Mówiono, że filc nie jest dofilcowany- jednak nikt nie jest w stanie tego ocenić na podstawie zdjęć- i tu też wiedziałam, że oskarżenia są niesłuszne. Jednak,.. uświadomiono mi, że źle przyszywam zapięcia do broszek! Oczywiście, że tak!! Jak mogłam o tym wcześniej nie pomyśleć? Nie chowałam ich pod filc, a naszywałam na co znacznie rozciągało materiał i nie wyglądało tak estetycznie jak wyglądać mogło. No właśnie- filc. Podszywałam prace filcem, co wydawało mi się 'normalne' przecież kupiłam nie jeden sutaszowy twór wykończony w ten sposób i nie narzekałam- jednak zdawałam sobie sprawę, że filc się rozciągał, mechacił i chłonął pot. Odetchnęłam głęboko i zamówiłam eko skórkę i super sedue- gigantyczna różnica w jakości prac!! Zwrócono mi również uwagę na to, że przy podszywaniu robię zbyt mało przeszyć- co jest przecież kluczowe przy broszkach- sama prawa! Broszka zajmowała mi po kilkanaście godzin a na wykończenie jej zamiast godziny poświecałam 15minut i to niedopatrzenie było widoczne. Krytyka była anonimowa, ale jestem za nią ogromnie wdzięczna. Wiele jej zawdzięczam i irracjonalnie cieszę się, że ktoś zmieszał mnie z błotem. ;)

Zachęcam Was do przeczytania artykułu Agaty, szerzenia akcji i udzielania konstruktywnej krytyki. 

Na zakończenie tego długaśnego postu wstawiam bez większych komentarzy broszkę którą szyłam na prośbę przyjaciółki z terminem niemal 'na wczoraj'- było to już trochę czasu, bo broszka powstawała dzień przed Dniem Matki. ;)


Zdjęcia trochę rozmazane, ale robione w pośpiechu bo już z klientką nade mną. ;)


A tak wygląda teraz moje podszywanie. Jestem z niego dużo bardziej zadowolona, tak samo jak z ukrycia zapięcia (choć tu wygląda jakby było ociupinkę krzywe- nie jest ;))


A tak wyglądało podszywanie kiedyś (fuu!) Błędy- agrafka na wierzchu, filc, rzadkie przeszycia.



czwartek, 3 lipca 2014

Trzepot motylich skrzydeł- wieść niesie.

Mam tyle do napisania, tyle do pokazania, a ciągle tragicznie mało czasu. Postaram się więc pisać treściwie, żeby Was nie zanudzić. :) Wróciłam dziś z Poznania, gdzie miałam egzamin na Edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych, na egzaminie był model- co mnie nie zachwyciło, ale nie poszło mi tak źle jak pójść mogło. Pozostał jednak niesmak, bo na uczelnię przyjechałam z teczką (10 bardzo czasochlonnych i dopracowanych prac w formacie 100x70cm), a wróciłam bez. Okazało się, że teczki nie będą oceniane podczas egzaminu czy w najbliższych dniach, ale ok 16 lipca. Niestety ja 7 lipca mam prezentację dokonań artystycznych na mojej ukochanej uczelni ASP w Gdańsku. I co teraz? :( Zostaję z biżuterią i kaligrafią, więc na gwałt szukam kreatywnego i efektywnego sposobu prezentacji biżuterii na krótkiej rozmowie wstępnej. Macie jakieś wspaniałe pomysły? Pomóżcie! :)
Dziś pokażę Wam motyli kołnierzyk, który niektóre z Was widziały już pewnie wśród prac na konkurs Royal Stone. Szyłam go ponad 50 godzin i kocham go całym sercem. Noszę go do sukienki bez ramiączek i jest wspaniałym dodatkiem, muszę jednak sprawić sobie kolczyki z rivoli crystal i dwie cieniutkie (na 4-5 koralików w rzędzie) bransoletki- jedną pomarańczową, drugą niebieska i będzie w sam raz! :)



Z tyłu wiązany na kokardkę, idealnie prezentuje się przy sukience bez ramiączek czy prostej, gładkiej koszuli. 


Zbliżenie na kilka detali: 
 Środeczek z Swarovskiego Rivoli 8mm jet, po bokach 12mm papardaschia i kaboszony fasetowane łeski kociego oka. 


Bliżej karku Swarovski rivoli Crystal 12mm i 10mm.


 W sumie- baaaardzo dużo TOHO 11/0! :) Wyszywane na włoskim filcu usztywnianym fizeliną, podszyty czarną ekoskórką. Jestem bardzo zadowolona biorąc pod uwagę, że to moja pierwsza tak duża praca z haftu koralikowego. Wyszywanie pochłonęło mi ponad 25h na każde skrzydełko, a podszycie ich było okrutną i niewdzięczną robotą. Jednak jestem szczęśliwa, że zdążyłam na konkurs. :) 
Trzymajcie kciuki! :)



Głosy można oddawać TUTAJ.  Obejrzyjcie wszystkie cudowne prace i głosujcie! Dech zapierają, ja już moje głosy oddałam :)

Dziękuję Wam za wszystkie głosy, które oddaliście na pawia. :) Nie udało się co prawda zdobyć nagrody publiczności czy podium (marni z Was wróżbici! :)), zostałam jednak wyróżniona przez jury spośród tylu wspaniałych prac. :) Bardzo mi miło!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...